niedziela, 15 grudnia 2013

Świąteczny karp....?


Idą Święta i w regionie w którym mieszkamy ludzie kupują ,mordują i konsumują ogromne ilości ryb.
Zwyczajowo, w przeważającej liczbie są to żywe karpie, nabywane na marketowych stoiskach, humanitarnie zapakowane, zasiedlające wanny w łazienkach, i ginące w przeddzień Wigilii.
Pamiętam kilka lat temu, buddyści , albo wyznawcy Hari Kriszna prowadzili przed Świętami Bożego  Narodzenia akcję wykupywania i obdarzania wolnością świątecznych karpi.
Nazywało się to chyba ..." nie jedz brata karpia "...
W tym roku ze zdumieniem pod Auchanem w Raciborzu zobaczyłem  tablice  "Żywe rekiny ".
Czyżby ludzie postanowili wyrównać przedświąteczne szanse na linii : ryby -ludzie.
 Niestety nie, to tylko objazdowe czeskie akwarium, ale wizja hardcorowych zmagań z rybką
w łazience byłyby chyba ciekawe.

sobota, 14 grudnia 2013

...Idą Święta...Święta Bielizna....

Idą Święta , Święta idą i w związku z nimi wszystko, lub prawie wszystko przybiera świąteczną szatę.
Sklepy instalują okolicznościowe dekoracje, władze miasta poprzez swoje służby, wieszają lampki, stawiają choinki i renifery z saniami, diodowo świecące anioły i mikołaje i co tam jeszcze wymyślą w twórczym zapale.
Przyroda też stara się nie pozostać w tyle za ludźmi, jak braknie śniegu to chociaż szadzią poprzybiera
to co wystaje od nawietrznej, choinki ,krzaczki, rurki balustrad, a nawet śmieci leżące na trawnikach.
Świątecznie ma być i już.
Sieć marketów Lidl też się stara za tendencją nadążyć, stroją, dekorują, przygotowują się do Świąt znaczy.
W zapale strojenia wydali gazetkę z ofertą handlową, a na jej ostatniej stronie zdumiony klient w ofercie sklepu może znaleźć Bieliznę Świętą........
Po prawdzie jest to oferta bielizny nie tylko na Święta ale tak fajnie to wydrukowali......nie wiem czy to było zamierzone czy nie, ale przeoczyć się nie da.
A zatem w te Święta w Świętej bieliźnie.....obowiązkowo.
Irga szadzią przybrana....
  Wszak Święta, a to zobowiązuje. Wesołych Świąt życzę czytającym i patrzącym tylko....

sobota, 23 listopada 2013

Sklerokorzyści

Człowiek jeść musi, udałem się więc do ulubionego osiedlowego sklepu, do Biedronki.
Kupiłem chleb, żeby było coś na kolację, ale nie samym chlebem człowiek żyje, dodatki szczęśliwie miałem
jeszcze w domu.
Kiedy wracałem do domu, w przeciwną stronę szła starsza pani z wypchanymi siatkami w rękach, kiedy mijała mnie przełożyła reklamówki do jednej ręki i zwracając się do mnie (nikogo innego nie było w pobliżu) i machając z rezygnacją ręką z żalem powiedziała " specjalnie po kawę poszłam i zapomniałam".
Ja też tak mam, powiedziałem ze zrozumieniem, uśmiechnęliśmy się do siebie i każde poszło w swoją stronę.
Ja zanieść chleb do domu, pani do Biedronki po kawę.
Pani była szczupła, możliwe że to wynik sklerozy i konieczności wielokrotnych spacerów do zapomnianych
potrzeb, czyli skleroza oprócz korzyści wymienionych w piosence śpiewanej przez Andrusa i Sikorę jako dodatkowy bonus daje jeszcze i to.
Wniosek z tego taki (nie wiem czy uprawniony): tędzy ludzie mają lepszą pamięć i mniej obolałe nogi.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Cytat z Monachomachii...

Córka starsza wymyśla swemu ojcu zadania do wykonania, obdarzając zaufaniem ogromnym, że da radę.
Robiłem już sowy, dawno temu kuchenkę z szafki meblowej (przyznaję że nie pamiętam już której z córek)
Teraz nastał czas domków, domki są proste, bardziej ich idea, niż domki, sosnowe klocki odpowiednio przycięte. I już.
Ale dziecko, dawno dorosłe, chce tych domków, dużo, dużo jak pan chory na zachłanność.
Zdobyć więc trzeba materiał (sosnowe klocki) i przycinać i przecinać. Dobrze, że piłę mam odpowiednią do takich zleceń.
Zrobiłem na razie dwadzieścia dwa, ale to mało i będzie trzeba jeszcze popiłować. Zaletą jest zapach sosnowego drewna i żywicy.
Aby udokumentować dokonania ( dotychczasowe dokonania) ustawiłem domki na ławie i sfotografowałem.

   I przypomniał mi się cytat z "Monachomachii" biskupa Ignacego Krasickiego, jedyny zresztą jaki zapamiętałem ze szkoły: "..bram czterech ułomki, klasztorów dziewięć, i gdzieniegdzie domki..."
Dziwnie pasuje do zdjęcia, a zdjęcie w świetle zastanym, chociaż nie dynia, wyszło pomarańczowo,
czyżby niezamierzony wpływ Halloween ? 

niedziela, 13 października 2013

Razem trzydziesty szósty, czyli jesien 13-10-13

Dawno już chcieliśmy z Żoną M pojechać w czasie złotej polskiej jesieni w góry.
Popatrzeć na kolorowe szaleństwo, zrobić kilka zdjęć, łyknąć tlenu, czyli w sumie odpocząć.
Dzisiaj wreszcie udało nam się, po nabożeństwie i szybkim obiedzie wreszcie jedziemy, nawigacja po aktualizacji nie odpala, postanawiamy do Ustronia, potem przez Lipowiec do Brennej.
Ważne żeby było kolorowo i liściaście.
No i było, tyle że świeże powietrze szkodzi, M od nadmiaru rozbolała głowa, a mnie dziwne ssanie
w połowie wysokości opanowało i kolację musiałem wcześniej, ale było warto.





No i jeszcze powrót ze słońcem w zębach, tak trochę na pamięć, ale jeszcze przed komunikacyjną kumulacją, czyli bezpiecznie.
 W sumie niezłe zakończenie tygodnia.

niedziela, 29 września 2013

Na grzyby

Nie jestem fanatycznym miłośnikiem grzybów,ale samo zbieranie kręci mnie. Chodzenie po lesie, włażenie w pajęczyny, rozmowy z innymi grzybobiorcami. Rozważania,jadalny czy nie, (dla uspokojenia bliskich informuję że nieznanych nie biorę) możliwość fotografowania.
 Mimo tłumów cisza w lesie, no chyba że ktoś się zgubi, i rozpaczliwie szuka partnera ..."bo on ma kluczyki do auta"...
Niekonkurencyjne, mimo konkurencji przecież zachowania współzbieraczy, atmosfera sympatii wręcz, chyba to właśnie decyduje o niepowtarzalnej atmosferze grzybobrania, o tym że fajnie jest.
 ...grzybiarze obrodzili...
 szczękacz galaretowaty......podobno jadalny, nawet na surowo...nie będę próbował...    
... tak łatwo nie było wypatrzeć...tutaj upozowany do zdjęcia....
  ...podsumowanie...

niedziela, 15 września 2013

Grzyby...

Wybraliśmy się na kijki, do lasu, z przyjaciółmi.Pogoda była co prawda niezbyt kijkowa, kijowa raczej, czyli do "d".
Las też niespecjalnie sympatyczny do deptania, mokry, bo popadało, jakiś taki pozarastany od ostatniej naszej bytności, ale "kwardym trza być",idziemy i już.
Deszcz zrezygnował, komary nie gryzły, i mimo mokrych butów zrobiło się sympatycznie.
Zrobiłem kilka zdjęć, nam i grzybom, co czasami wychodzi na jedno,ale my mniej kolorowi.
Niektóre nawet jadalne były, trochę nazbieraliśmy, w ramach bonusu.





  Najfajniej wyglądał olbrzymi tęgoskór, dokładnie wyjedzony przez żuka gnojaka, czyli skarabeuszka,
  który nadal mieszkał w obudowie swojego posiłku. Trochę jak stara zniszczona czaszka, z robaczywymi myślami.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Bluszcz

Bluszcz jako taki ciepło lubi, lepiej mu się w ciepełku rośnie, ba nawet kwitnie i wydaje owoce.
Nad morzem, Bałtykiem znaczy, rośnie mu się wspaniale,znaczy ciepłe to nasze morze, a może
 raczej ocieplające, ocieplające  zimowe miesiące.
Dla ilustracji fotki bluszczu w Międzywodziu, na ulicy Szkolnej, radzi sobie świetnie.
 Wspina się do słońca po silniejszych sąsiadach, intensywnie się przytulając, dla osiągnięcia korzyści.



  Znaczy oportunista, ciepłolubny taki.

piątek, 16 sierpnia 2013

Free WiFi spot

Rok temu, mniej więcej, byliśmy z dziećmi i wnukami nad naszym polskim, śródlądowym morzem.
W ramach mnożenia atrakcji, wybraliśmy się któregoś dnia do kina, do takiego wypasionego
multikina w Rumii.
A tam, na drzwiach toalety, duży zielony napis: WiFi, darmowy internet. Miejsce, myślałem, nieco osobliwe, ale jeśli działa ?
Święto Wojska Polskiego spędziliśmy w tym roku w Brennej, na działce przyjaciół.
 Żona moja i gospodyni usiłowały przez długi czas połączyć się z internetem, z mizernym raczej skutkiem.    A mnie fizjologia zmusiła do skorzystania z miejsca odosobnienia i zadumy. Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się że mam łączność z internetem, taki malutki hot spot w sławojce.
Zaczynam pomału wierzyć,  że te miejsca mają jakąś szczególną zdolność kumulowania zasięgu WiFi.
Miejsca może niespecjalnie atrakcyjne, ale mają zasięg.
Jaromir Nohavica w jednej ze swoich piosenek użył w refrenie słów "do prdele prace". Czyżby dotyczyło to również internetu ?
Jak mówią, coś musi być na rzeczy.
Mistrz Joda w "Gwiezdnych Wojnach", w takich momentach mówił : ...Moc z Wami...

czwartek, 1 sierpnia 2013

bambusik

W zeszłym roku zakwitł, i według wszelkich prawideł dotyczących bambusów powinien obumrzeć, widocznie nie czytał nigdy książek o bambusach, albo zbyt oderwał się od rodziny, bo w tym roku ma się świetnie i znowu kwitnie.
Kiedy go zobaczyłem,ucieszyłem się,niepokorny, analfabeta nie ma pojęcia co bambusom pisane, w wyniku tej nieświadomości, dokonuje niemożliwego.
Z większością wynalazków podobno było tak samo, ktoś nie wiedział , że " eda się".*

* tak mówiła córka znajomych na niemożliwe , kiedy miała dwa lata.

wtorek, 9 lipca 2013

...tylko trzy tygodnie...

Trzy tygodnie , tylko, byłem tym razem w Londynie.Te trzy tygodnie były najdłuższym moim w Londynie pobytem ,intensywnym pod względem prac do wykonania, czasu spędzonego z wnukami i rodziną.
Pokonane pieszo kilometry zaowocowały bólem nóg, ale przy okazji niejako mogłem pooglądać londyńską,
rozpasaną wegetacyjnie przyrodę.
Owocujące bananowce przed szeregowym domkiem, kwitnąca w ogródku palma, ogromne maki, owocujący ostrokrzew obok ostrokrzewu kwitnącego, wojownicze bambusy ,zarastające trawnik przed muzeum, nie tylko w przeznaczonym im miejscu, ale wszędzie gdzie zdołały sięgnąć.
Stado papug w Richmond Park, jelenie, daniele, wiewiórki i lisy, a wszystko to w wielomilionowym mieście,
stolicy Brytyjskiego Imperium.
Po prostu intensywne życie,w parkach, ogródkach, pęknięciach murów i ścian, wszędzie.







Po prostu Londyn.

piątek, 24 maja 2013

Crossbow czyli kuszokuszenie....

Już niedługo, bo 6 czerwca lecę wreszcie połączyć się z rodzina, a potem wrócić z żoną na ojczyzny łono.
Ten fakt spowodował, że należy dla całej czwórki wnuków wymyślić, i zorganizować odpowiednie prezenty.
Jeżeli najmłodsza i najstarsza wnusia nie sprawiły mi w tym roku większych problemów z wymyśleniem, i zdobyciem wymyślonego : Lusi lalusię, Relusi portret królowej, o tyle z chłopakami były schody.
Oglądałem ostatnio jakiś film którego akcja toczyła się w średniowieczu, i strzelano miedzy innymi z kusz.
Teorie na ten temat posiadłem dosyć dawno temu , w wieku lat dziesięciu około oglądając w telewizji film o bohaterze Szwajcarii, niejakim Tellu Wilhelmie.
Razem z kolegami zachorowaliśmy na "kusze", i popełniliśmy ich sporo.Były regularne zawody w strzelaniu, nikt oka nie stracił szczęśliwie, innych krzywd tez sobie nie zrobiliśmy, Opatrzność strzegła nierozumnych, dlaczego nie wiem, musiała mieć jakiś cel.Moje kusze miniaturyzowały się wraz z kolejnymi modelami, ostatni funkcjonujący mieścił się w pudełku po zapałkach.
No i wymyśliłem nieszczęsny, że zrobię Mikołajowi małą kuszę, i postrzelamy sobie do tarczy, prawda to chyba ze mężczyzna rozwija się do siódmego roku życia, potem tylko rośnie.
Kusz zrobiłem w sumie cztery, mniejsze i większe, z mocnym łukiem i słabym, tym razem z systemem spustowym (te sprzed lat piędziesięciu nie miały prawdziwego, ani ja na ten temat odpowiedniej wiedzy ) ale wszystkie zbyt dla pięciolatka niebezpieczne, pozostaje albo zrobić taka sprzed półwiecza, albo dać sobie,  na razie, spokój z kuszami.
Szczęśliwie wnuk starszy jest fanem Angry Birds, a na allegro były pistolety na wodę, z plecaczkiem Złoptaszkowym na płynny zapas amunicji.
 Młodszy naśladuje starszego,obaj powinni być zadowoleni z prezentu.
Jak zwykle żona podsunęła mi ten pomysł, Mikołaj chciał pistolet na wodę, usłyszała i doniosła komu trzeba, i mam dla obu wnuków prezenty i to dokładnie takie same.
  Żeby jakichś animozji nie było.  
Na zdjęciach oba prezenty, te na już i te co poczekać muszą, a może przemycić jedną kuszę,





 i z zięciami sobie postrzelamy jak wnuki spać pójdą???
Zdjęć bełtów, dla spokoju  żony i córek przezornie nie zamieszczam.
Mniejsza ma około 20 cm, większa 27cm, a jakby tak pełnowymiarową zrobić???

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

....grypa minęła...suplement...



...grypa mineła...

Jako oryginał kiedy tylko zrobiło się cieplej złapałem wiosenną grypę, i pierwsze dni ocieplenia musiałem przeleżeć grzecznie w łóżku, obficie się pocąc i tęsknie spoglądając za okno.
Tym prostym sposobem eksplozja wiosny minęła mi koło nosa, ale dzisiaj, bo zwolnienie mi się skończyło, uciekłem z domu biorąc aparat i kijki.
okazało się że szczęśliwie załapałem się jeszcze na wiosenne atrakcje, może nie na wszystkie, ale jednak.
Drzewa owocowe , w ramach wiosennej kumulacji kwitną jak szalone, wszystkie czereśnie ,śliwy od tych dużych po tarniny, grusze, a dodatkowo magnolie, forsycje migdałki i pigwowce, ogólny szał kwiatowy.
również drobnica nadrabia z całej siły opóźnienia, zawilce, fiołki, małe drobne i żółte nie wiem co, dąbrówki rozłogowe i całe mnóstwo kwiatów których nawet nazwać nie potrafię.Wnuczka nie uwierzy ale trudno, przyznaję się, ( kiedyś jako kilkulatka stwierdziła ze na kwiatkach zna się ona i dziadek....wniosek z tego że tylko ona pozostała....trudno autorytety się kiedyś kończą)
W całym tym wiosennym zamieszaniu najbardziej spodobały mi się kłosy zarodnikowe rosnącego na okolicznych łąkach olbrzymiego skrzypu, mają około dziesięciu cm długości i są niesamowite, tak jakbyśmy cofnęli się w bardzo zamierzchłe czasy, sam skrzyp ma potem też około metra długości ,ale te kłosy są .......mega.
Coś blog się znarowił, zdjęć dodać nie mogę.Udało się dodać w suplemencie.
       

niedziela, 14 kwietnia 2013

Bobrując za bobrami...

Pierwszy wolny i słoneczny dzień, udało mi się wybrać do lasu z kijkami.Zawędrowałem do Suminy i postanowiłem jeszcze raz obejrzeć miejsce gdzie mieszkają bobry.Mieszkają a może raczej mieszkały,


bo na miejscu okazało się że nowych śladów zerowania raczej nie ma.jest mnóstwo starych i bardzo starych, a nowy tylko jeden, przy samej Sumince.
Bobry nie zbudowały na bagienku typowego żeremia, tylko mieszkały w norze, w skarpie nad bagienkiem, wejście było zamulone, wygląda na to że wyprowadziły się gdzieś dalej.
Nad bagienkiem wycięły wszystkie drzewa , z których mogły pozyskać młode gałęzie, nawet dębom nie przepuściły, olchy i brzozy poszły jako pierwsze, a ślady ich zerowania były w lesie nawet trzydzieści metrów od wody, ze trzy metry nad lustrem wody, zostały same sosny, a żywica pewnie im zęby sklejała , to sobie odpuściły.
Szkoda bo fajnie było by je podglądać, z gryzoni spotkałem tylko jednego zająca , a i on nie chciał pozować do zdjęcia, za szybki był.
Ważne, że kwitną już podbiały, znaczy wiosna jednak przyszła, a sądząc z dzisiejszej temperatury, zimy już raczej nie będzie.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Zamek?

Strasznie dawno temu, ponad pięćdziesiąt pięć lat,albo jeszcze więcej, chodziłem z moimi rodzicami nad osiedlową rzekę, tę mniejszą na ryby.
Wędkarstwem zaraziłem się trwale, chociaż ryb już jeść nie lubię , prawie nie lubię , ale bywając na naszym ulubionym miejscu , po drugiej stronie rzeki widziałem zamek z okrągłą wieżą.
Jako sześcio... czy siedmiolatek marzyłem sobie cichutko że jestem rycerzem i że to mój zamek.Podrosłem , na ryby chodziłem z kolegami, w całkiem inne miejsca, zamek straciłem z oczu i z myśli też wyleciał.
Wielkanoc spędzałem u mamy i postanowiłem mimo aury przynieść bazie do wazonu.
Nad Ślęzą nie znalazłem, nad Odrą też nie było ,ale byłem blisko mojego zamku, postanowiłem go obejrzeć po półwiecznej przerwie, był na miejscu, nieco zrujnowany, ale rozpoznawalny, tylko dlaczego tak się skurczył.
Dęby rosnące na brzegu podrosły przez te lata nieco,ale mój zamek ,zbiegł się straszliwie, chociaż nadal mi się podoba ,i żal będzie kiedy go rozbiorą, albo się zawali.
A z wiosennych akcentów tylko przebiśniegi się przebiły, przez tegoroczną Wielkanoc.

środa, 20 marca 2013

Wiosna idzie...

Wczoraj idąc z zakupów widziałem coś fajnego, zakochane drzewo.Na topoli obok przedszkola siedziało około dwudziestu kosów płci obojga i czuło wiosnę.
Panowie Kosowie,Kosy wyśpiewywali każdy swoje godowe pieśni, panie słuchały ,kręciły zalotnie kuperkami i podpuszczały panów do zdwojenia wysiłków.
Hałas był okrutny, chociaż przyznać trzeba melodyjny i wdzięku nie pozbawiony.
Podobno każdy samczyk ma swoją i niepowtarzalną melodię i sądząc z tego co słyszałem to musi być prawda.
Dzisiaj rano widziałem jedną ze skojarzonych wczoraj par, było dopiero kwadrans po czwartej,  a parka urzędowała w okolicy przystanku autobusowego, pan podśpiewywał ,krążył wokół pani próbując ją zaciągnąć w krzaki, ona krygowała się i udawała niedostępną. w ostatecznym rezultacie polecieli tam gdzie pan ciągnął.
Teraz uwija sobie gniazdko, potem będzie proza życia , dzieci,kłopoty z wykarmieniem,obawa przed kotami i srokami
Ale teraz, czas uwodzicielskich pieśni, budowania, itd.....
Jedno jest pewne,wiosna idzie ,chociaż znowu synoptycy zapowiadają śnieg.
Idzie, kosy to wiedzą na pewno ,mają swojego czuja, a przy okazji ładnie śpiewają.
Zdjęcie bohatera dwa posty wcześniej.

sobota, 16 marca 2013

Schody-schodeczki

Nareszcie słonko raczyło się pokazać.Zimno co prawda dalej ,ale świeci i od razu chce się żyć.
Musiałem oddać do reklamacyjnej naprawy ,poprawy nowy stary telefonik, skorzystałem z okazji i polatałem z kijkami po Arboretum, korę co prawda leśne służby zdążyły mi uprzątnąć, ale trochę znalazłem.

Wiosna idzie ,bo grzyby już rosną, twarde i zeszłoroczne, ale jakie malownicze, takie malutkie schody do nieba.
Z tegorocznych wychodzą już liście przebiśniegów,  tak że parę dni i się zawiośni.

poniedziałek, 4 marca 2013

Kos

Koło sąsiedniego bloku rośnie sobie drzewko, nieduże takie ,śliwka jakaś, czy może tarnina, gęste i kolczaste.
Upodobały je sobie ptaki na noclegowisko, bo gęste i kolczaste, koty szans nie mają, można odpocząć albo nawet nockę przekimać.
Jeden kos zwłaszcza już wieczorem mościł się prawie codziennie, straszliwie chciałem go sfotografować,ale nigdy gdy miałem aparat nie było go, a kiedy byłem bez puszył się i mościł i w oczy lazł złośliwie.
Alem go dopadł fotograficznie, nie uciekał ,mało tego, siedział na ziemi i cierpliwie w ramach rekompensaty pozował.Dopiero jak się znudził, wlazł w gałęzie, i po zdjęciach było.

Oto pan Kos w całej swej krasie.