sobota, 5 kwietnia 2014

Łosz end goł

Nowe autko, w chwilach irytacji nazywane cichutko skarbonką otrzymało nowy bak i nareszcie można było nalać benzyny pod korek.
Moja mama wylądowała w szpitalu z powodu sercowych kłopotów i stało się to dobrym powodem do wyprawy do Wrocławia.
Siostra opóźniła swój powrót do Walii, była szansa zobaczyć się z nią po dłuższym niewidzeniu.
 Mamie się poprawiło, bo jak poinformowała nas moja siostra, dobrze z nią, bo już się kłóci.
Pojechaliśmy, autko jakoś szybko zajechało na miejsce, mało tego, jakoś wygodniej, ciszej i mniej trzęsło.
Rodzicielce faktycznie się poprawiło, miała co prawda poleżeć w szpitalu jeszcze kilka dni, jak powiedziała jej pani doktor żeby "ustabilizować trombocyty w związku z zatorowością płucną", coby to nie znaczyło.
W czasie wolnym mogliśmy odwiedzić przyjaciół, rodzinę mojego brata i w związku z tym że chrapię mogłem przespacerować się nad osiedlowy staw o piątej trzydzieści.
Kiedyś mówiono ktoś nie śpi aby spać mógł ktoś, no i wypadło tym razem na mnie.
Kiedy ze szpitala jechaliśmy do brata, siostra i żona postanowiły zrobić sobie wspólne zdjęcia pod "pociągiem do nieba."
 pociąg do nieba

staw mojej młodosci o 5.30

dwa w jednym ojców Paulinów

Zdjęcia zrobiliśmy, a kiedy szliśmy do brata w oko rzucił mi się baner reklamowy ojców Paulinów, nie oparłem się i pstryknąłem, bo zachwyciła mnie kompleksowość usług, czyszczenie duszy i samochodu.
Autko sprawdziło się doskonale, spaliło około 4,4 l benzyny na 100 km, gorzej było z kierowcą, bo w Raciborzu miałem chwilę słabości za kierownicą, ale nic się nie stało i szczęśliwie wróciliśmy w domowe pielesze.Jadąc pod słońce trzeba koniecznie robić sobie przerwy na odpoczynek, alternatywą może być odpoczynek wieczny, a mi się nie śpieszy.